Ostatnio postanowiłam ze siostrą obejrzeć horror " Obecność ", bo jak wiecie 17 czerwca wyszła druga część, a my poprzedniej nie oglądaliśmy, więc wczoraj żeby być na bieżąco obejrzałyśmy ją.
"Obecność" Jamesa Wana powinna trafiać do kin z rekomendacją światowych towarzystw kardiologicznych. Opowieść o nawiedzonym domu i egzorcystach, co się nie kłaniają pradawnym demonom, choć zbudowana jest na prostych efektach, sprawia, że serce raz po raz bije mocniej, a napięcia jest tu więcej niż w kilku średniej klasy horrorach.
Każdy z nas słyszał tę historię więcej niż kilka razy. Poczciwa rodzinka wprowadza się do dużego, pustego domu. Chciałaby żyć długo i szczęśliwie, ale poprzedni lokatorzy, choć martwi, mają inną wizję. Dzięki temu publiczność czeka spektakl demonicznych krzyków, trzeszczące podłogi, dzieci-widma, efektowne opętania i eksplozje strachu usuwające z naszych żył wszelkie miażdżycowe złogi.
Reżyser, którego miłośnicy gatunku znają głównie dzięki pierwszej "Pile", jednocześnie bawi się konwencją kina grozy i oddaje jej hołd. Niemal całkowicie rezygnuje przy tym z formalnej samoświadomości, która zdominowała kino grozy w ostatnich latach. Jego horror nie próbuje być pastiszem – żadnego puszczania oka do publiczności ani ironicznego żonglowania filmowymi schematami. Reżyser wykonuje wprawdzie ukłon w stronę klasyków z lat 70. (liternictwo czołówki, charakterystyczny zoom zamiast jazdy w jednej z pierwszych scen filmu), ale Wan-kinoman ani na chwilę nie przejmuje władzy nad Wanem-rzemieślnikiem, który otrzymał zadanie nastraszenia publiki i ma zamiar wykonać swoją robotę najlepiej, jak potrafi. No a James Wan akurat potrafi. Zwłaszcza że sięga po proste, a sprawdzone chwyty: w jego filmie napięcie częściej rośnie, niż opada, a arsenał okultystycznych motywów zostaje oprawiony w solidną filmową formę, gwarantując nam całe serie przerażających scen.
Podczas seansu "Obecności" można odnieść wrażenie, że większość aktorów obsadzona została "po warunkach". Efekt jest jednak więcej niż przyzwoity. Ron Livingston z dobrotliwym spojrzeniem spaniela świetnie sprawdza się jako przerażony ojciec rodziny, a Patrick Wilson przywdziewając maskę twardego egzorcysty, zachowuje nawet psychologiczny autentyzm. Ale aktorski koncert zdominowany zostaje przez kobiety: Verę Farmigę jako niezłomną pogromczynię duchów i Lili Taylor jako matkę nieszczęsnej rodzinki.
Film Jamesa Wana nie próbuje wyznaczać nowych szlaków dla kina grozy, pokazuje natomiast, jak powinien wyglądać rzetelnie zrealizowany współczesny horror. Dobre zdjęcia Johna R. Leonettiego, niezła obsada i reżyserska pokora wobec gatunkowych schematów sprawiają, że "Obecność" wyrasta na jeden z najlepszych hollywoodzkich filmów grozy ostatnich kilkunastu miesięcy.
"Obecność" Jamesa Wana powinna trafiać do kin z rekomendacją światowych towarzystw kardiologicznych. Opowieść o nawiedzonym domu i egzorcystach, co się nie kłaniają pradawnym demonom, choć zbudowana jest na prostych efektach, sprawia, że serce raz po raz bije mocniej, a napięcia jest tu więcej niż w kilku średniej klasy horrorach.
Reżyser, którego miłośnicy gatunku znają głównie dzięki pierwszej "Pile", jednocześnie bawi się konwencją kina grozy i oddaje jej hołd. Niemal całkowicie rezygnuje przy tym z formalnej samoświadomości, która zdominowała kino grozy w ostatnich latach. Jego horror nie próbuje być pastiszem – żadnego puszczania oka do publiczności ani ironicznego żonglowania filmowymi schematami. Reżyser wykonuje wprawdzie ukłon w stronę klasyków z lat 70. (liternictwo czołówki, charakterystyczny zoom zamiast jazdy w jednej z pierwszych scen filmu), ale Wan-kinoman ani na chwilę nie przejmuje władzy nad Wanem-rzemieślnikiem, który otrzymał zadanie nastraszenia publiki i ma zamiar wykonać swoją robotę najlepiej, jak potrafi. No a James Wan akurat potrafi. Zwłaszcza że sięga po proste, a sprawdzone chwyty: w jego filmie napięcie częściej rośnie, niż opada, a arsenał okultystycznych motywów zostaje oprawiony w solidną filmową formę, gwarantując nam całe serie przerażających scen.
Podczas seansu "Obecności" można odnieść wrażenie, że większość aktorów obsadzona została "po warunkach". Efekt jest jednak więcej niż przyzwoity. Ron Livingston z dobrotliwym spojrzeniem spaniela świetnie sprawdza się jako przerażony ojciec rodziny, a Patrick Wilson przywdziewając maskę twardego egzorcysty, zachowuje nawet psychologiczny autentyzm. Ale aktorski koncert zdominowany zostaje przez kobiety: Verę Farmigę jako niezłomną pogromczynię duchów i Lili Taylor jako matkę nieszczęsnej rodzinki.
Film Jamesa Wana nie próbuje wyznaczać nowych szlaków dla kina grozy, pokazuje natomiast, jak powinien wyglądać rzetelnie zrealizowany współczesny horror. Dobre zdjęcia Johna R. Leonettiego, niezła obsada i reżyserska pokora wobec gatunkowych schematów sprawiają, że "Obecność" wyrasta na jeden z najlepszych hollywoodzkich filmów grozy ostatnich kilkunastu miesięcy.
Oglądałam ten film, któregoś wieczoru ze znajomymi. Był genialny, choć długo zastanawiałyśmy nad jednym momentem, gdzie ekran był tak ciemny, że choć sama scena była może straszna, bardziej nas zastanawiało CO tam się stało :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sara's City
Musimy się skusić ^^ Akurat w pierwszym tygodniu wakacji przychodzą do nas koleżanki to będzie w sam raz ;3 <3 Super post. Pozdrawiamy i ślemy buziaki ;**
OdpowiedzUsuńNie ma nic lepszego od horrorów ;) uwielbiam ;) szczególnie ten
OdpowiedzUsuńannatajemnicza21.blogspot.com
Naprawdę dobre kino :D Liczmy na to, że filmu Obecność 3 online nie położą i będzie równie dobry
OdpowiedzUsuń